środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 15 - Oczami Natalii

Tej nocy nie mogłam za bardzo spać, bo spałam tylko 5 godzin. Wstałam o godzinie siódmej, wzięłam ciuchy i  poszłam do łazienki. Po 15 minutach zeszłam na dół. Nikogo jeszcze nie było, bo wszyscy jeszcze spali. Poszłam do kuchni, zrobiłam sobie kanapki i zasiadłam do konsumpcji. Gdy zjadłam była już 7:30 i zaczęłam się nudzić. Poszłam do salonu i zaczęłam oglądać zdjęcia wiszące na ścianach. Po 3 minutach znudziło mi się oglądanie zdjęć i wzięłam jedną z gitar Toma i zaczęłam coś brzdąkać. Podłączyłam słuchawki do telefonu i puściłam piosenkę. Próbowałam zacząć to grać i nagle jakbym straciła czucie swoich palców, zaczęłam grać jak w piosence. To było dziwne, bo nigdy w rękach nie miałam gitary. Nagle ujrzałam Toma, Susi, Nicole i Oliviera, którzy byli zdziwieni.
- Coś się stało? – spytałam się nie wiedząc o co chodzi.
- Czy ty się kiedyś uczyłaś grać na gitarze? – odpowiedział pytaniem na pytanie Tom.
- Nigdy gitary w rękach nie trzymałam.
- Niemożliwe! Nie mogłabyś tak po prostu grać, ale w sumie to nie ważne. Razem założymy zespół i pokonamy tatę. Co ty na to? – spytała się i usiadła obok mnie Nicole.
- Ja się nie na daję do żadnego zespołu. Nie ma o czym gadać.
- Idź się spakuj, bo za pół godziny wyruszymy w drogę.
- Okej.
Poszłam się pakować. Na ramię zarzuciłam torbę. Zostawiłam mały otwór, żeby włożyć tam tymczasowo Kulkę i zeszłam na dół. Gdy Tom mnie zauważył, wziął kluczyki ze stołu, moją torbę i poszedł do samochodu. Gdy miałam zrobić to samo co on, zatrzymała mnie Susi. Dała mi ciepły koc dla psa i trochę psiej karmy. Podziękowałam jej za to, owinęłam psa kocem i ruszyłam w stronę samochodu. Wsiadłam do samochodu a psa wzięłam na kolana. Tom włączył radio. Akurat w radiu leciała piosenka „Nickelback – Lullaby”. Zrobiło mi się smutno, bo doskonale znałam teledysk tej piosenki. Aż mi spłynęła łza, bo teledysk mówi tak jakby o mojej historii. Tylko, że ja zostałam adoptowana. Po godzinie jazdy zajechaliśmy na jakiś cmentarz. Gdy spytałam się Toma, po co tu przyjechaliśmy, on powiedział, że zobaczę. Po 5 minutach chodzenia zatrzymaliśmy się przy jakimś grobie. Na nagrobku widniał napis:
Agathe Krause
Urodzona 1 marca 1978 roku.
Zmarła dnia 25 marca 1994 roku
podczas porodu swej córki.
To był grób mojej matki. Widać było, że ktoś dba o ten grób, czyli moi dziadkowie powinni mieszkać niedaleko stąd. Zapaliliśmy z Tomem znicz i staliśmy w ciszy. Ta cisza mnie przygniatała. Spłynęła mi pierwsza łza, za nią następne, aż w końcu się rozpłakałam. Tom dobrze wiedział, że to dla mnie dużo wrażeń jak na pierwszy raz i zaprowadził do samochodu. Tam dał mi chusteczkę, którą wytarłam sobie oczy. Jechaliśmy w ciszy przez jakąś godzinę. Stwierdziłam, że dłużej nie mogę tak milczeć i postanowiłam przerwać tą ciszę.
- Jak to właściwie ze mną było? – spytałam się Toma.
- Już długo przed porodem było wiadomo, że albo ty, albo ona przeżyjecie.
- Czy ja dobrze rozumiem? Ona oddała mi swoje życie?
- Tak. Lekarz powiedział, że jeżeli ona chce przeżyć to musi usunąć tą ciąże, ale się nie zgodziła i postanowiła cię urodzić.
- Ale jak to było z tym porodem? W skutek czego zmarła?
- Dokładnie ne wiem. Gdy się urodziłaś, to lekarz pokazał cię jej, a wtedy jej serce przestało bić. Dalej już nic nie wiem, bo jej rodzice mi nic nie chcieli powiedzieć.
- Ale dlaczego twoi rodzice lub jej nie mogli mnie adoptować?
- Razem stwierdzili, że oddadzą cię do adopcji.
- Czemu?
- Chcieli żebyś miała normalne życie.
- Normalne życie? W tym w czym ja żyję to kompletne bagno. Mam chorą nogę, przez którą nie mogę grać w tenisa i rywalkę, która chce mi zniszczyć życie.
- I co z tego? Masz wspaniałych rodziców, chłopaka i przyjaciół.
- Co ty możesz o tym wiedzieć? Twoi rodzice odzywają się raz na rok, a prawdziwych przyjaciół masz na planie, bo reszta „przyjaźni się” z tobą dla sławy.
- Skąd wiesz o moich rodzicach?
- Nicole mi powiedziała. – mówiąc to spojrzałam się przez szybę. Mijaliśmy właśnie jakieś szczęśliwe rodziny.
- Nawet jeżeli moi rodzice się do mnie nie odzywają, to i tak nie zmienia faktu, że mam kochaną żonę i trójkę wspaniałych dzieci.
Nic mu nie odpowiedziałam tylko się uśmiechnęłam. Dojechaliśmy do jakiejś stacji benzynowej. Poprosiłam Toma, żeby mi kupił jakieś ciastka. Spojrzałam się na psa, ale z nim pogadać się nie dało, bo spał. Gdy Tom wrócił ruszyliśmy w dalszą drogę. Zjadłam pół paczki ciastek i nagle zachciało mi się spać. Resztę drogi przespałam. Obudziłam się około 16, gdy już dotarliśmy do Zakopanego. Tom zaparkował przed domem, wziął moją torbę z bagażnika i zaniósł do domu. Gdy tylko weszliśmy do domu i postawiłam psa na podłodze, to przybiegli moi rodzice i zaczęli mnie przytulać, jakby mnie z rok nie widzieli. Usiedliśmy w salonie i piliśmy kawę. Opowiadałam im jak spędziłam weekend u Toma i o tym, że byłam na grobie swojej biologicznej matki.
- A Majka gdzie? – spytałam się.
- Pojechała razem z Kubą, Maćkiem i Łucją do Wisły na te zawody. – powiedziała moja mama.
- Nikt mi nie powiedział. – i zaczęłam udawać, że płaczę.
Wszyscy zaczęli się śmiać, a mama zaproponowała, żeby Tom przenocował dziś u nas. Później mama poszła do kuchni i przyniosła kanapki. Jak ona mnie doskonale znała. Zawsze wiedziała kiedy jestem głodna i na co mam ochotę. Nawet nie musiałam jej mówić.
- Skąd wiedziałaś, że będę miała ochotę na kanapki z nutellą?
- Przeczuwałam. Pewnie jesteście głodni po podróży. – odpowiedziała moja mama.
- Dobra, ale cicho bądźcie, bo się zawody zaczynają. – oznajmił mój kochany tatuś, któremu nie wolno było przeszkadzać, gdy oglądał jakiekolwiek zawody.
Ja i tak nie przepadałam za skokami, więc postanowiłam z Tomem pogadać. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Tom puścił mi ze swojego telefonu swoje piosenki. Spodobały mi się bardzo, zwłaszcza jedna. Powiedział, że to jest jego najpopularniejsza piosenka i, że stworzył ją dla mojej biologicznej mamy. Nagle tata krzyknął, że Kuba skacze. Faktycznie. Mimo tego kasku i gogli poznałam go. Trener machnął jakąś falgą, a on zjechał w dół. Po chwili był już w powietrzu. Trzymałam za niego kciuki. Wylądował i było widać, że się cieszy.
- Tato, jak oceniasz skok?
- Skok oceniam na bardzo dobry. Przeskoczył punkt K, noty też dobre.
- To dobrze, bo ja się nie znam. Teraz mam dla ciebie drugą prośbę. Zawołaj mnie jak skakać będzie Maciek. – i pocałowałam go w policzek.
I poszłam do Toma, aby dokończyć rozmowę, lecz po dłuższej chwili skakał Maciek. Po jego skoku tata nic nie powiedział tylko zaczął gwizdać.
- O co tym razem chodzi? – spytałam się nie wiedząc nic.
- Odległość fantastczna, noty genialne, a on się nie cieszy. Ma chyba jakąś zaniżoną samoocenę.
- Oj tatuś, tatuś. – westchnęłam tylko. – Tom, chodź do nas. Razem to obejrzymy. – zawołałam go.
Razem oglądaliśmy serię finałową. Tata mi niektóre rzeczy powyjaśniał, a ja powtórzyłam to wszystko Tomowi. Na belce zasiadł Kuba. Skoczył teraz krócej, bo aż tylko 116,5 metra, a noty były troszkę niższe. Jako przedostatni skakał Maciek. Skoczył o metr dalej czyli 132,5 metra, a noty były prawie takie same. Maciek ciesząc się ze swojego skoku prawie upadł, ale się podniósł. Tata powiedział, że to już było za linią upadku. Po nim był już tylko Kamil. Wszyscy czekali na jego skok. Jednak zabrakło 0,9 punktu, aby wygrał. Tata cieszył się jak opentany. Nie wiedziałam czemu. W sumie ja też się cieszyłam. Na szczęście mama była bardziej spokojna i zaprosiła nas wszystkich na kolację. Po zjedzeniu kolacji wzięłam psa i poszłam na górę. Zajęłam się psem. Dałam mu karmę i wodę, a że nie miałam z kim gadać, to zaczęłam gadać z Kulką. O wpół do dziewiątej stwierdziłam, że zajrzę na skype’a. Na szczęsie dostępna była Majka, więc połączyłam się z nią.
- No hej. Co tam, już imprezowaliście? – spytałam się jej.
- Wiesz, że bez ciebie nie ma imprezy. – zaczęła się śmiać.
- Bardzo śmieszne, bardzo. A tak w ogóle to mogłabyś zawołać Kubę.
- Łucja! – wydarła się moja siostra. – Idź po Kubę. – powiedziała do Łucji i już po chwili był Kuba.
- Hej kotek. Wróciłaś już? – spytał się troskliwie.
- Tak, patrz co przywiozłam. – i pokazałam mu Kulkę.
- Pies? – nie krył zdziwenia.
- Zawsze chciałam mieć psa, a po za tym to jest sunia i wabi się Kulka.
- Wspaniale.
- A ja chciałabym ci pogratulować dzisiejszych skoków.
- Dzięki, ale to nie mnie się należą gratulacje.
- Maćkowi jutro pogratuluję. – powiedziałam to i się uśmiechnęłam.
Długo jeszcze gadaliśmy. Rozłączyłam się o 22:00, poszłam do łazienki i przygotowałam się do spania. Usiadłam w łóżku, ale nie mogłam usnąć. Zapaliłam sobie lampkę z szafki nocnej i zaczęłam czytać książkę. Senna stałam się około 23:00, więc postanowiłam pójść spać.
____________________________________________________________
Witam Was! Tak jak obiecałam dodaję nowy rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Dopiero teraz odkryłam, że biologiczna mama Natalii ma na nazwisko Krause. Dziwne jest to, że w mojej rodzinie też jest takie nazwisko. Zbieg okoliczności? Mam pytanie. Chcecie, aby każdy dzień był pisany oczami Natalii i Kuby? Czekam na Wasze opinie. Następny rozdział pojawi się za tydzień. Pozdrawiam ;)

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 14 - Oczami Kuby

Dziś wielki dzień, a mianowicie konkurs drużynowy na Mistrzostwach Polski. W drużynie będę z Maćkiem, Titusem i Mentosem. Na pewno wygramy, innej opcji nie ma. Z tego co się dowiedziałem to Majka z Łucją będą, więc będzie doborowe towarzystwo. Rano wstałem i poszedłem do łazienki. Po 5 minutach byłem na dole, by zrobić sobie śniadanie. Oczywiście moja mama nie pozwoliła nam sobie samym zrobić, bo sama przygotowała te swoje przepyszne naleśniki. Jak ja je kocham i ją oczywiście też. Wszyscy razem zasiedliśmy do śniadania. Tata zaoferował się, że mnie i Maćka zawiezie do Wisły. O 10 przyszły do nas Majka i Łucja. Wszyscy postanowiliśmy, że trzeba o imprezie poinformować ojca Natki i to mi przypadł ten zaszczyt, aby do niego zadzwonić. Poinformowałem go gdzie, co i jak oraz żeby nic nie mówił Natce. Tym samym wszyscy już o tym wiedzieli. Niespodziewanie zniknęli Maciek i Majka, ale wiedziałem, że poszli do jego pokoju. Ja z Łucją zaczęliśmy się zastanawiać co jej kupić. Kurczę, to naprawdę ciężkie. Zdecydowaliśmy się po jakiejś godzinie, że możemy pójść do galerii i tam coś kupić. Ja postanowiłem kupić jej 30 białych róż, oczywiście w dzień jej urodzin, i dać jej nasze wspólne zdjęcie, gdzie na ramce będzie napisane „Razem na zawsze”. Łucja natomiast kupiła neonowo – żółtą torebkę.
- Jeżeli chcecie wziąć udział w konkursie to musimy już jechać. – oznajmił mój tata, gdy tylko przekroczyłem próg domu razem z Łucją. – A wasze koleżanki też mogą jechać. – tu zwrócił się do Łucji i Majki, która wraz z Maćkiem schodzili po schodach.
Wszyscy zapakowaliśmy swoje rzeczy, a potem jeszcze zajechaliśmy do Łucji i Majki po ich rzeczy. Po około 3 godzinach dotarliśmy na miejsce. Dziewczyny wynajęły sobie pokój w tym samym hotelu co my. Po ekspresowym zakwaterowaniu musiałem iść z Maćkiem na trening. Gdy dotarliśmy na skocznię zastaliśmy chłopaków i trenera, który kazał nam dziś dać z siebie 100%. Po treningu rozpoczął się konkurs. Pierwszy z naszej drużyny skakał Grzesiek, który w I serii uzyskał 129 metrów, miał świetną prędkość na progu i dobre noty za styl. Po nim skakałem ja. Wyszło mi świetnie! 128 metrów! Prędkość trochę słabsza od Grześka, a noty byłe takie same. Później skakali Krzysiek, który osiągnął 125,5 metra, a na końcu Maciek, który skoczył też 128 metrów. Prowadziliśmy po I serii, w której swój upadek zaliczył Kamil. Wszyscy wstrzymali oddech, ale na szczęście nic mu się nie stało. W II serii Grzesiek skoczył tak samo, prędkość miał troszkę słabszą, a noty miał wyższe. Ja skoczyłem 102,5 metra, na progu miałem ciutkę większą prędkość, a noty słabsze. Z tego skoku zadowolony nie byłem, wręcz zły. Krzysiek skoczył 127 metrów, a Maciek 128,5 metra. I tym samym wygraliśmy! Skakaliśmy z radości! Do Maćka szybko podbiegła Majka, która rzuciła mu się na szyję i dała całusa. Wyglądali razem słodko. Żałowałem tylko, że Natki tu nie ma, ale wiedziałem, że wspierała nas od samego początku duchowo. To wszystko dzięki niej. Gdy nasza radość troszkę odpuściła, była ceremonia dekoracji. Widziałem jak Sosna robi zdjęcia. Pewnie dla Natki. My stanęliśmy na najwyższym stopniu podium. Na drugim miejscu uplasowała się drużyna KS Wisła Ustronianka I w składzie Artur Kukuła, Olek Zniszczoł, Rafał Śliż i Piotrek Żyła. Podium uzupełniła drużyna TS Wisła Zakopane I, którą reprezentowali Andrzej Gąsienica, Tomek Pochwała, Klimek Murańka i Dawid Kubacki. Po całej ceremonii wręczenia nagród, poszliśmy się przebrać. We czterech zdecydowaliśmy, że pójdziemy gdzieś uczcić nasz sukces. Okazało się, że chłopaki mają pokój w tym samym hotelu co my. Wszyscy w szóstkę udaliśmy się do hotelu, gdzie zaczęliśmy świętować. Majka i Maciek ociągali się za nami, natomiast przede mną i Mentosem szli rozbawieni Krzysiek z Łucją.
- Lepiej pilnuj swojego brata, bo się jeszcze zakocha. – ostrzegłem ze śmiechem Grześka.
- Spokojna twoja rozczochrana. – również zaczął się śmiać.
W końcu dotarliśmy do hotelu. Poszliśmy do pokoju mojego i Maćka i tam zaczęliśmy gadać. Nagle zaczął mi wibrować telefon.
- Hej myszko, co chciałaś? – zacząłem.
- Hej kotek, gratuluję wygranej.
- Sosna ci powiedziała, co?
- Nie, święty Mikołaj, oczywiście, że Sosna. Tylko żałuję, że mnie tam nie ma.
- Żałuj, żałuj. – mówiąc to cały czas się śmiał.
- A co ci tak wesoło, co? – mi też się udzielił ten nastrój.
- Nie, po prostu Titus się wygłupia i podrywa Łucję, tylko coś mu nie wychodzi.
- Kto?
- Krzysiek Miętus, poznam cię z nim w poniedziałek.
- To z nim dziś wygrałeś konkurs?
- Z nim i z jego bratem.
- Aha. Muszę kończyć, bo oni zaczęli grilla beze mnie.
- Grilla? Z jakiej to okazji?
- Z okazji takiej, że dzisiaj jest lana sobota, pasuje?
- Że co?
- Że pstro. Jak byłam na planie zdjęciowym to przyjaciel Toma zaczął nas wszystkich lać wodą i tym samym rozpoczęła się wodna wojna. Dobra, papa, kocham cię.
- Ja też cię kocham, papa. – rozłączyła się.
- Cisza! – krzyknąłem. – Sosna, musimy pogadać. – zwróciłem się do Łucji.
- Czego chcesz? – spytała się mnie, gdy stała obok.
- Może zaprosimy ich na urodziny do Natki, co? Powiedziałem Natce, że pozna ich w poniedziałek.
- Oki. – zgodziła się z uśmiechem.
Szczerze nie wiedziałem, że pójdzie tak łatwo. No, ale cóż. Chciała się mnie pozbyć, żeby iść gadać z Krzyśkiem. Ale mnie się tak łatwo nie pozbędzie. Stanąłem na krześle i głośno zacząłem mówić.
- Uwaga! Chciałem coś ogłosić. Jako, że po jutrze odbędą się urodziny mojej dziewczyny i robimy imprezę – niespodziankę,chciałbym zaprosić Krzyśka i Grześka na imprezę.
- Ale my jej przecież nie znamy. – odpowiedział Titus.
- To poznasz. A ja to niby z kim będę się miała bawić, hm?
- Nie wiem jak Grzesiek, ale ja przyjdę. – oznajmił Krzysiek i spojrzał się na Sosnę.
- Super! – wydarła się Łucja i rzuciła mu się na szyję. Majka i Maciek nie mogli powstrzymać się od śmiechu.
- Mentos? A ty? – spytałem się go.
- No przecież, że przyjdę. Jakbym miał wybierać między imprezą, a siedzeniem w domu przed telewizorem, wybrałbym imprezę. – oznajmił.
- Się bardzo cieszę. – powiedziałem tonem oficjalnym. – Bo ona chciałaby was poznać.

Potem nikt mnie już nie słuchał. Zdecydowałem, że skora mamy dwie pary gołąbeczków to nie będziemy z Grześkiem im przeszkadzać i zaczęliśmy gadać. Po jakimś czasie impreza się rozeszła i zostałem z Maćkiem sam w pokoju. Pora była dość późna i postanowiliśmy pójść spać.
_________________________________________________
Siemka. Sorry, że dopiero teraz, ale limit internetu mi się skończył i mogę dopiero teraz opublikować. Myślę, że kolejny rozdział pojawi się w środę, gdyż mam trzy rozdziały zapasu. Jakoś mnie tak wena naszła. CZYTASZ = KOMENTUJ!!! Pozdrawiam i do środy.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 13 - Oczami Natalii

Godzina szósta rano, a ktoś dobija się do mnie do pokoju. Otwieram drzwi i widzę nikogo innego jak … Toma! Jak on mnie może budzić o tej godzinie? Człowiek chce spać! No bo kto normalny wstaje w sobotę o szóstej rano.  No, ale skoro chciałam jechać na plan zdjęciowy to trzeba było się poświęcić. Wzięłam kolorowy T-shirt, jeansowe rurki i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic, założyłam ciuchy i po 10 minutach byłam gotowa. Zjadłam śniadanie i byłam gotowa do odjazdu. Dzień wcześniej pakowałam się na szybkiego i zapomniałam spakować swojej ulubionej bluzy. Stwierdziłam, że bluzy Nicole będą za małe, a Susanne miała same sweterki, których nie znosiłam to wzięłam bluzę Toma. Była ciutkę za wielka, no ale mówi się trudno, no bo w końcu „jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma”. Po ponad godzinnej podróży w końcu dotarliśmy na plan zdjęciowy. Czekała tam już cała ekipa, która to wszystko kręciła i nadzorowała.  Było wielu aktorów. Widocznie przyjechaliśmy jako ostatni. Z tych co znałam to był Erdogan Ataly, który również był głównym bohaterem oraz Katrin Heß.
- Hej, jestem Katrin. To ty jesteś tą córką Toma, którą się tak chwalił? – wypowiadając ostatnie słowa powiedziała je głośniej, żeby Tom usłyszał.
- O! Co ja słyszę. No proszę. Chyba byłam tu wyczekiwana? – od razu załapałam o co jej chodzi, więc dalej postanowiłam w to brnąć. Mimo, że nie mogłyśmy wytrzymać ze śmiechu, puściłam oczko Kate.
- Od razu wyczekiwana. Po prostu Tom wspominał coś nie coś, że ma córkę w Polsce i bardzo chcieliśmy ją poznać. – powiedział Erdo (tak go zaczęłam nazywać) jakby chciał ratować swojego przyjaciela. – Ale nie mówił, że jest taka śliczna.
- Przestań, bo się rumienię. Ale za komplement dziękuję. – odpowiedział. – A teraz chodźcie moje dziewczynki, bo się reżyser obrazi. – objął mnie i Kate ramieniem.
- Dziewczyny co ja widzę. Nasz Erdogan znalazł sobie towarzyszki. – powiedziała Carine, serialowa żona Erda.
- Jedną znam, a drugiej nie. A więc ty musisz być tą córką Toma. – oznajmiła Daniela, która grała sekretarkę komisariatu.
- Dobra, zabierz te łapy, bo trzeba scene nagrywać. – odpowiedziała Kate i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
I tym samym poznałam już Erdogana – grającego Semira Gerkhana, Svena Riemanna – grającego policjanta umundurowanego, czyli Manfreda Meier-Hofer, Katrin Heß – grała policjantkę umundurowaną, czyli Jenny Dorn, Carine Wiese – grającą kochaną matkę dwójki córek oraz żonę Semira, czyli Andreę Gerkhan, Danielę Wutte – grającą sekretarkę komendy policji, czyli Susanne König, Katję Woywood – grającą szefową komendy policji, czyli Kim Krüger, Nielsa Kurvina – grającego technika policyjnego, czyli Hartmuta Freunda, Oliviera Pochera - grającego specjalistę od teorii spiskowych, czyli nielubianego przez głównych bohaterów Oliviera „Sturmi” Sturm oraz wielu innych. Szczerze mówiąc kiedyś obejrzałam jeden odcinek, ale jakoś ten serial nie przypadł mi do gustu, do czasu… Widząc nagrywanie tych wszystkich scen, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. W końcu wszyscy jednoznacznie stwierdzili, że chcą przerwę. Reżyserzy się zgodzili i wszyscy zaczęliśmy pić kawę. Po całym nagraniu, które na dziś było zaplanowane wszyscy usiedli zmęczeni. Ja byłam zmęczona chyba najbardziej tym śmiechem no i oczywiście tym staniem. Nie ukrywajmy, noga mnie bardzo bolała, ale nie cały czas stałam. Wszyscy reżyserzy i scenarzyści się mnie pytali czy wszystko w porządku. Byłam bardzo zadowolona, bo dostałam takie krzesło jak mają prawdziwe gwiazdy filmowe. Lecz na koniec Erdowi zaczęło odwalać i lał nas wszystkich wodą. No po prostu nie mogłam się powstrzymać i nic nie zrobić, więc wzięłam drugiego szlałfa i oddałam mu. Nagle można było ustrzec jak podzieliliśmy się na grupy. Zrobiliśmy sobie lany poniedziałek w marcu i w dodatku w sobotę. Chłopcy kontra dziewczyny. Nie ma co, po prostu wracaliśmy do domu z Tomem mokrzy. Wróciliśmy do domu około 19:00. Gdy Susi nas zobaczyła to się przeraziła. Poszłam do swojego pokoju, wzięłam suche rzeczy i się przebrałam. Wyszłam na balkon i poczułam dym, jakby ktoś rozpalał ognisko. Nagle usłyszałam krzyk Nicole, która wołała mnie na grilla. Zeszłam do ogrodu, lecz wychodząc z pokoju usłyszałam jak mój telefon dzwoni. To była Łucja. Czego ona chciała? Zapewne chciała się dowiedzieć jak tu jest. Odebrałam.
- Hej, Sosna. Co tam?
- U mnie w porządku, ale lepiej zadzwoń do Kuby. – powiedziała tajemniczym głosem.
- Coś mu się stało?
- Tak, zwariował z powodu wygranej w konkursie. – zaczęła się śmiać.
-  Miałaś już tak nigdy nie żartować … Pamiętasz co się stało ostatnim razem?
- Tak, wiem. Powiedziałam ci, że w twoim domu się gaz ulatnia, ale to były twoje 16 urodziny, dziewczyno.
- No oczywiście, ale dom stał w całości i nie było czuć wcale gazu! A ja się wystraszyłam! A teraz tak na serio to co się stało?
- No to ci mówię, że Kuba wraz z Maćkiem i swoimi jeszcze dwoma kolegami wygrali konkurs drużynowy. Reprezentowali klub AZS Zakopane. I od razu uprzedzę twoje następne pytanie. Tata mi nic nie powiedział, bo mnie w domu nie ma. Jestem wraz z Majką w Wiśle na Mistrzostwach i jutro też będę.
- Od kiedy ty tak jeździsz na zawody skoków?
- Majka mnie poprosiła, żebym z nią pojechała, bo chciała dać wsparcie Maćkowi i wasi rodzice też mnie prosili. W końcu Majki samej by nie puścili.
- No fakt. Dobra, kończę. Zaraz zadzwonię do Kuby. Papa.
- Pa.
Rozłączyłyśmy się. Wyszłam na balkon, bo Nicole się nie mogła doczekać aż zejdę. Krzyknęłam, że zaraz zejdę tylko gdzieś zadzwonię. Szybko znalazłam w swoich kontaktach numer Kuby i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Trudno nie było, bo miałam go zapisanego jako „koteczek”. Odebrał po trzech sygnałach.
- Hej myszko, co chciałaś?
- Hej kotek, gratuluję wygranej.
- Sosna ci powiedziała, co?
- Nie, święty Mikołaj, oczywiście, że Sosna. Tylko żałuję, że mnie tam nie ma.
- Żałuj, żałuj. – mówiąc to cały czas się śmiał.
- A co ci tak wesoło, co? – mi też się udzielił ten nastrój.
- Nie, po prostu Titus się wygłupia i podrywa Łucję, tylko coś mu nie wychodzi.
- Kto?
- Krzysiek Miętus, poznam cię z nim w poniedziałek.
- To z nim dziś wygrałeś konkurs?
- Z nim i z jego bratem.
- Aha. Muszę kończyć, bo oni zaczęli grilla beze mnie.
- Grilla? Z jakiej to okazji?
- Z okazji takiej, że dzisiaj jest lana sobota, pasuje?
- Że co?
- Że pstro. Jak byłam na planie zdjęciowym to przyjaciel Toma zaczął nas wszystkich lać wodą i tym samym rozpoczęła się wodna wojna. Dobra, papa, kocham cię.
- Ja też cię kocham, papa.
Schodząc na dół i idąc w kierunku tarasu, dobiegło mnie pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć i zobaczyłam tego chłopaka ze zdjęć Nicole.
- Cześć. Jest Nicole? – spytał się niepewnie.
- Może jest, może nie. Zależy kto pyta?
- Jestem jej chłopakiem i chciałbym się z nią widzieć. – powiedział chyba najspokojniej jak mógł.
- Nicole! – wydarłam się. – Twój chłopak przyszedł! – po chwili przyszła Nicole, a ja cały czas stałam przy sofie na której usiadł.
- Dobra siostra, idź tam, bo ci kiełbaska wystygnie. – zażartowała do mnie. - Fajnie, że jesteś Patrick.
Tyle usłyszałam, bo postanowiłam zjawić się na tym grillu. Po paru minutach usłyszałam szlochanie Nicole. Podeszłam bliżej żeby usłyszeć o co chodzi. Usłyszałam tylko urywki krzyków Nicole.
- Nie chce cię znać! … wypieprzaj stąd … nie mów do mnie kochanie, nie po tym co mi zrobiłeś … tylko nie zapomnij tych swoich posranych kwiatków.
Najwidoczniej rzuciła tymi kwiatkami. Potem usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami i bieg po schodach. Zdecydowałam się do niej pójść, ale Tom powiedział, że wszyscy mamy tam iść. Susi powiedziała Olivierowi, żeby został w ogródku i się pobawił. Tom wziął mnie na barana i pobiegliśmy do Nicole. Moja kochana siostra zrywała zdjęcia ze ściany płacząc przy tym tak, że aż jej się tuż rozmazał. Podeszłam do niej i ją przytuliłam. Była cała roztrzęsiona. Poprosiłam Toma i Susi, żeby nas zostawili same.
- Masz, trzymaj. – podałam jej chusteczkę. - Co się stało?
- On powiedział, że … że z nami koniec. Po tym wszystkim co razem przeszliśmy … i myślał, że wszystko załatwi tymi kwiatkami.
- A to dupek.
- A ja go kochałam, a on … on mi tak po prostu powiedział, że … że ma teraz nową … że teraz będzie chodzić z Juliette … bo co .. bo ona przyjechała do nas z Francji. Ale to ja mam najlepszą rodzinę i przyjaciół. Jeszcze mu pokażę kto tu rządzi, a tą osobą na pewno nie będzie on. – podniosła się, poszła do łazienki, zmyła rozmazany tusz i wróciła do mnie. – Chodź, nie będziemy tu tak siedzieć.
Poszłyśmy na grilla. Na stole było piwo, więc zdecydowałam się wziąć jedną puszkę. Do tego wzięłam ciepłą kiełbaskę i poszłyśmy razem z Nicole na trawę. Usiadłyśmy i rozmawiałyśmy, aż tu nagle patrzę, a ich sunia, Amy, podchodzi do mnie i się łasi. Dałam jej kawałek kiełbaski, a ona poszła do budy. Nagle wyszła i zaczęła szczekać. Postanowiłam, że do niej podejdę sama. Tom powiedział, że zostanę treserką zwierząt, tak jak mama chciała nią zostać. Nie zważając na nich, podeszłam do suni i usiadłam obok niej. Schowała się do budy i nagle wyszła, ale nie sama, bo z małym szczeniaczkiem. Wszyscy byli w szoku, bo nikt o tym nie wiedział. Położyła je na moje kolana i polizała mnie po policzku. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, a ona wyciągnęła jeszcze jedno szczeniątko i zaniosła je Olivierowi. Mój braciszek zaczął się bawić ze szczeniakiem. No ale trzeba je było jakoś nazwać. Ja miałam sunię, a Olivier miał psa. Podeszłam bliżej wszystkich i powiedziałam że ta sunia jest już moja. Nazwałam ją kulka, bo jak się turlała to zwijała się w kulkę. Olivier nazwał swojego psa Spencer i nikt nie wiedział czemu. Nagle zaczęło padać i stwierdziłam, że te szczeniaki nie mogą nocować na dworze i zabraliśmy je do środka. Usiedliśmy w salonie i chcieliśmy poszukać czegoś w TV, ale nic nie było, więc Tom wziął gitarę i zaczął śpiewać. Nagle wszyscy zaczęliśmy śpiewać aż Olivier usnął. Susi wzięła go na ręce i zaniosła do jego pokoju. Tom powiedział, że jutro zrobi mi kurs śpiewania. Nagle spostrzegliśmy, że jest północ, więc porozchodziliśmy się do pokoi. Nicole wzięła szczeniaki i poroznosiła je do pokoi, jednego do pokoju Oliviera, a drugiego do mojego pokoju. Gdy zamierzałam się kłaść, żeby usnąć, zapukała Nicole. Oczywiście chciała pogadać. I zaczęłam jej opowiadać moją historię z Michałem i o tym jak poznałam Kubę. Gadałyśmy o różnych pierdołach, a gdy skończyłyśmy gadać był 2 rano. Nieźle. Gdy Nicole poszła do siebie ja położyłam się spać.
______________________________________________

I jest rozdział 13. Wcale nie taki pechowy, bo najdłuższy jak na razie napisałam. CZYTASZ = KOMENTUJ!!! To na prawdę motywuje do dalszego pisania. Pozdrawiam ;)

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 12 - Oczami Kuby

Jak zwykle nic mi nie powiedziała. Jak zwykle dowiaduję się ostatni. Jak zwykle moje plany legły w gruzach. Czemu los jest tak okrutny dla mnie? Nie wiem i za pewne się nie dowiem. Moja dziewczyna pojechała sobie do ojca na weekend, a ja będę miał konkurs. To są Mistrzostwa Polski, ale ważne dla mnie. Jak każde inne. Majka za pewne na zawodach będzie i Maciek będzie miał wsparcie, a ja? Ja jak zwykle ten pechowiec. Trzeba wrócić do domu, już nic nie zdołam pod tą szkołą. Po drugiej stronie ulicy widzę tego byłego chłopaka Natki z jakąś dziewczyną. Teraz sobie przypominam to ta jego nowa. To są wrodzy mojej dziewczyny czyli też i moi. Idę do domu, aż tu nagle ona do mnie podchodzi.
- Hej, ty jesteś tym nowym Natki?
- Bo co?- powiedziałem. Nie miałem ochoty z nią gadać.
- Na początek to Monika jestem. Skoro jesteś jej chłopakiem to zapewne wiesz kim dla niej jest ten niemiecki aktor, co? – spytała się.
- Posłuchaj mnie. Nie będę ci mówił kim on jest dla niej, mogę ci tylko powiedzieć, że jest z rodziny.
- Czy to jest ktoś bliski? – złapała mnie za rękę.
Nic nie powiedziałem, wyrwałem swoją dłoń z jej uścisku i poszedłem w kierunku domu. Pomyślałem sobie, że jest kompletną idiotką. Po co się w ogóle wtrąca w życie Natki? Co ją obchodzi rodzina kogoś innego? Nie ma swojej? Nic z tego nie rozumiałem. Cieszyłem się, że to już ostatnia klasa licealna i Natka nie będzie musiała się z nią dłużej użerać. Wróciłem do domu, chciałem usiąść i odpocząć chwilę, ale nie, pewien osobnik domu musiał mi popsuć plany.
- Kuba, zbieraj się. Idziemy na trening. – oznajmił mi mój brat.
- To już? – nie mogłem uwierzyć.
- Tak. Za 10 minut mamy trening.
Faktycznie. Za 10 minut miał zacząć się trening. No cóż. Nie było wyjścia. Jutro konkurs drużynowy, a po jutrze indywidualny. Poszedłem do pokoju, wziąłem potrzebne rzeczy i zszedłem na dół. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Czekali tam na nas koledzy i trener. Po 3 godzinach treningu, trener puścił nas wszystkich do domu.
- Tylko pamiętajcie, że musicie wypocząć na jutrzejszy konkurs.
- Dobrze – odpowiedzieliśmy prawie zgodnym chórem.
Nagle mój telefon zawibrował. Miałem nadzieję, że to Natka, ale nie. To była Łucja. Czego ona mogła chcieć? Nie wiem. Kazała mi przyjść do restauracji jej rodziców. Na dworze na Maćka czekała Majka. Powiedziałem im, że mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia i poszedłem w kierunku restauracji. Po kilku, może kilkunastu minutach spaceru dotarłem na miejsce.
- Dzień dobry, jest Łucja? – spytałem się jej taty.
- Dzień dobry. Oczywiście, że jest. Zaraz ją zawołam. – odpowiedział
- Dziękuję. – po paru sekundach przyszła Łucja.
- Hej Kuba. Mam do ciebie sprawę. – zaczęła.
- Cześć. Mów o co chodzi.
- Wiesz co, to nie jest dobre miejsce.
- Chodź na górę do nas. Tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać i nikt nam nie będzie przeszkadzać. – uśmiechnęła się. - Chcesz coś do picia? – spytała się, gdy siedziałem na sofie.
- Nie, dzięki. Możesz powiedzieć o co chodzi? – podeszła i usiadła na fotelu.
- Bo wiesz … za cztery dni są urodziny Natki. Okrągła dziewiętnastka …
- I w związku z tym?
- Myślałam, żeby zrobić jej imprezę niespodziankę.
- No dobra. Ale co niby byśmy mieli zrobić?
- Zaprosilibyśmy jej tatę z rodziną, Majkę z rodziną i Maćka.
- Dobry pomysł.
- I jeszcze jej trenera od tenisa.
- Żeby nie było też z rodziną.
- No właśnie. Dobra, czyli gości już mamy.
- Tylko gdzie my to zrobimy?
- Tutaj, w restauracji. Niedługo ona i tak będzie moja, a rodzice na pewno się zgodzą. Tylko jak ją tu zwabić?
- Powiem jej, że przyjdę po nią pod szkołę. Ale tak naprawdę nie przyjdę.
- Świetnie. Wtedy ona będzie się martwić i pójdzie do ciebie. A ciebie tam nie będzie …
- Powiem rodzicom, żeby jak przyjdzie powiedzieli jej, że jestem u ciebie w restauracji.
- I wtedy przyjdzie tu, a że będzie ciemno to zapali światło i my wtedy krzykniemy „niespodzianka”.
Po ustaleniu reszty drobiazgów wróciłem do domu. Ten pomysł naprawdę mi się podobał. Nie mogłem się doczekać reakcji Natki. Miałem szczęście i zastałem w domu zakochaną parę. Powiedziałem im o planie Sosny. Oboje byli zachwyceni tym planem. Poprosiłem Majkę, żeby powiedziała swoim rodzicom. I został jeszcze jeden punkt. Kto poinformuje jej ojca? Majka powiedziała, że podkradnie numer do niego i razem coś wykombinujemy. Uznałem to za dobry pomysł. Zaoferowała się też, że poprosi swojego ojca, żeby zaprosił trenera. To była akurat drobnostka, ponieważ pan Paweł był menadżerem klubu, w którym trenowała Natalia.
- Dobra, ale kto zrobi tort? – wtrącił się Maciek.
- Mama Sosny, pani Alicja, powiedziała, że zrobi. – oznajmiłem.
- Ale  jak zwabimy Natkę do restauracji? – spytała się Majka.
- Normalnie. Powiem jej, że pójdę po nią pod szkołę, choć tak na prawdę nie pójdę. Trzeba będzie powiedzieć rodzicom, żeby powiedzieli jej jak tu przyjdzie, że ma pójść do Sosny.
Po dokładnych wyjaśnieniach poszedłem do salonu. Włączyłem TV i zacząłem oglądać jakiś film. Po jakiejś godzinie Maciek powiedział, że idzie odprowadzić Majkę. Chyba nie mogli się rozstać, bo dopiero po pół godzinie wrócił. I od razu poszedł do swojego pokoju, mówiąc, że trzeba odpocząć przed jutrzejszym konkursem. Ja stwierdziłem, że zrobię to samo i też poszedłem do swojego pokoju. Sprawdziłem telefon czy dostałem jakąś wiadomość. Tak! Natalka napisała:

Cześć skarbie.
Dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu? Tęsknie i to bardzo. Ma świetny pokój, a jutro jadę na plan zdjęciowy z Tomem. Nie mogę się doczekać. Szkoda, że cię nie ma. Trzymam kciuki za jutrzejszy konkurs. Wygracie! Wszyscy w to wierzymy! Kocham cię! <3

Odpisałem jej:

Cześć słońce.
Przepraszam, że nie mogłem odebrać telefonu, ale telefon zostawiłem w pokoju i poszedłem na spacer. Też żałuję, że mnie nie ma przy tobie i dzięki za te słowa. Ja też cię kocham.

Odłożyłem telefon i położyłem się do łóżka. Jakoś nie mogłem zasnąć, więc postanowiłem sprawdzić w jakim filmie gra jej tata. Znalazłem! To jest „Alarm für Cobra 11 - Die Autobahnpolizei", czyli "Kobra - Oddział Specjalny". Zmęczony tymi poszukiwaniami w końcu zasnąłem.
_____________________________________________
Ten rozdział dedykuję mojej wiernej czytelniczce – charlotte!!! Dziękuję ci, że to coś czytasz i jeszcze się nie zniechęciłaś. Ja wiem, że Mistrzostwa Polski odbywały się w dni: wtorek i środa, ale myślę, że mi wybaczycie jak napiszę, że obyły się w weekend. Ten jakże mały element mi bardzo przeszkadzał. No, ale w końcu opowiadanie to czysta fikcja literacka!!! CZYTASZ = KOMENTUJ!!! Jeżeli chcecie być na bieżąco to kliknijcie, żeby mnie OBSERWOWAĆ!!!  Pozdrawiam Was ;)