wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 22

Natalia
         Nastawiłam sobie budzik na godzinę szóstą, bo doskonale wiedziałam, że nikogo o tej porze nie będzie w kuchni. Rodzice zawsze wstają o wpół do siódmej, a Majkę trzeba wyciągać z łóżka. Problemem pozostawał tylko Szymon, ale miałam nadzieję, że się nie obudzi. Zeszłam do kuchni i schowałam do kieszeni spodni od piżamy pudełko z lekami. I wszystko byłoby dobrze gdyby komuś nie chciało się złazić na dół. Jak zobaczyłam kto, to aż zdębiałam. Majeczka wstała tak wcześnie?!
         - Co ty tak wcześnie wstałaś? – spytałam się zdziwiona.
         - O to samo mogłabym się ciebie zapytać.
         - Przyszłam się napić wody. – wymyśliłam na poczekaniu. – Teraz twoja kolej.
         - Całą noc nie spałam, więc postanowiłam zejść, bo nie widziałam sensu leżenia w łóżku.
         Usiadłyśmy w salonie i zaczęłyśmy rozmawiać. Gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Stwierdziła, że ostatnio przytyłam. Czy to przypadkiem nie jest za wcześnie? A może ja naprawdę jem za dużo. Tak czy siak, Majka twierdzi, że jestem gruba. I takim sposobem przedstawiła mi swoją dietę. Wciskanie rodzicom, że wstało się wcześniej i już się coś jadło. Czyli ona głoduje. Przynajmniej wiem, dlaczego wygląda tak blado. Ona chyba do końca zwariowała.
Kuba
         Wstałem z wielką ulgą. W końcu moja Natalka się znalazła. Cała i zdrowa. Tylko szkoda, że jestem w Krakowie. Całymi dniami i nocami teraz będę zakuwał. W każdej chwili gdy będę tęsknił mogę zadzwonić, wysłać SMS-a czy pogadać przez Skype’a. Ciekawy jestem co teraz robi. Tak bardzo za nią tęsknię. I po co uciekała. Może po wspólnie spędzonym weekendzie bym tak nie tęsknił. Ma te swoje humorki, jak to mówią, ale i tak kocham ją taką jaką jest. I nie chcę żeby się zmieniała. Ja sobie tu tak o mojej ukochanej rozmyślam, a tu sobie trzeba materiał powtórzyć, bo nie dadzą żyć na tej uczelni.
Łucja
         Od kiedy Natalia wyszła ode mnie wczoraj z domu, mam jakieś dziwne przeczucie, że coś się stanie. Nie daje mi to spokoju. Nigdy do mnie nie przychodziła się dowiadywać, jak przebiegała impreza. W tym jest ukryty jakiś sens. Tylko jaki? Boję się, że zaraz zadzwoni ciocia i powie, że Natalka jest w szpitalu po próbie samobójczej. Próbowała już chyba każdego sposobu. A jednak nie, jeszcze się nie wieszała. Były tabletki, cięcia. Ja sądzę, że ten wypadek to też nie był zwykły przypadek. Tylko dlaczego zawsze ja muszę grać za psychiatrę? Wiedziałabym co się dzieje, ale wiem, że Szymek mi nic nie powie. Skąd wiem, że była w Nysie? Bo zawsze do niego uciekała. A on ją przyjmował z otwartymi ramionami. Kiedyś powiedział nam, że u niego zawsze jest miejsce dla nas. Dla Natki na pewno, ale czy dla mnie, to już pewna nie jestem. Wtedy tak, bo byliśmy ze sobą, ale teraz … W każdym razie, jak tak będę dalej medytować nad śniadaniem to się spóźnię do szkoły na bank.
Natalia
         Wzięłam torbę, deskorolkę, którą dostałam od rodziców na urodziny, i razem z Majką ruszyłyśmy do szkoły. Przed naszym wyjściem musiałam nasypać Kulce psią karmę, nalać jej wody i wyprowadzić na spacer. Przez trzy tygodnie zdążyłam się odzwyczaić od uzupełnienia misek. Od początku wiedziałam, że to ukrywanie szczeniąt przez kilkanaście dni w budzie, nie będzie im służyć. I jak zwykle miałam rację. Moja kochaniutka sunia ma wadę serca. Spędziła 3  tygodnie w klinice weterynaryjnej. Wróciła najwidoczniej w ten weekend, bo jak wyjeżdżałam to jej nie było. Chciałam psa, to mam obowiązek. Wiem, że dziecko to też obowiązek, ale ja nie dam rady z tym wszystkim.
         Szłyśmy do szkoły w kompletnej ciszy. Ale to nie była z tych niezręcznych. Ona była potrzebna. Mogłyśmy zagłębić się w naszych myślach. W takiej ciszy dotarłyśmy do szkoły. Przed szkołą czekała Łucja.
          - Krzysiek cię nie odprowadził? – spytałam się z uśmiechem.
         - Dobrze wiesz, że wyjechał. – powiedziała Sosna podpinając rower.
         - A ja czuję smutek w głosie. – wtrąciła Majka. – Co się stało?
         - Jest poniedziałek, za dziesięć ósma i trzeba iść do szkoły. To jest mój życiowy problem.
         Wpadłyśmy w niekontrolowany śmiech. Weszłyśmy do szkoły i ogarnął nas ten hałas. Oczywiście pierwszą osobą, którą napotkałam była Monika. Spojrzała na mnie, jakby chciała mnie zabić. I wtedy zauważyłam, że do mnie podchodzi. Spojrzałam na dziewczyny, które stały zszokowane. Totalnie nie wiedziałam o co chodzi. Aż tu nagle się odezwała.
         - Gratuluję.
         - Czego? – powiedziałam niezbyt miłym tonem.
         - Jakbyś przyszła w sobotę to byś wiedziała. Wygrałaś turniej klubowy i trener powiedział, że będziesz jeździła na większe konkursy. – po tych słowach „nasza księżniczka” odeszła.
         - To już wiesz? – spytał się mnie Kris, mijając Monikę.
         - Czemu mi nie powiedziałeś?
         - Bo nie mogłem się dodzwonić. Ale to super. Ojciec powiedział, że podszkoli cię i będzie mógł wysyłać na różne turnieje. Powiedział też, że odkąd tylko zobaczył cię na korcie to zostałaś jego oczkiem w głowie i nieoszlifowaną perełką.
         Myślę, że gdyby dzwonek nie zadzwonił to on, nie przestałby gadać. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. Teraz na turnieje? Teraz? Ten bachor mi wszystko popsuje. WSZYSTKO!!! A zamiast mnie Monika będzie jeździła. To mnie jeszcze bardziej „zmotywowało” do tego, żeby wziąć te tabletki. A lekcja w temacie moich rozmyślań – biologia, a dokładnie anatomia człowieka. Temat brzmi: „Rozwój zarodka i płodu”. Więc się udzielamy na lekcji. Gdyby sport mi nie wyszedł, to mam plan B. Medycyna.
         Lekcja minęła dość szybko. Powiem, że bardzo mnie zaciekawiła. Ale żeby nie było. Nie oznacza to, że ja urodzę to dziecko. Co to, to nie. Nie ma mowy. Facet powiedział, że w takim tempie to 6 zarobię z biologii na koniec. Super. Może dociągnę do średniej 6.0. Chociaż nie. Babka z chemii się uparła i nie pozwoli mi być najmądrzejszą w szkole. I tak sobie poradzę. Poszliśmy pod salę od niemieckiego.
         Stwierdziłam, że teraz albo nigdy. Otworzyłam opakowanie, wyciągnęłam jedną tabletkę i popiłam sokiem. Wiedziałam, że chociaż po tej jednej powinno pójść gładko. Spojrzałam się na Łucję. Patrzyła się na mnie pytającym wzrokiem.
         - Tabletki na ból głowy. – odpowiedziałam ze stoickim spokojem. Co jak co, ale aktorką to byłam dobrą. W końcu miałam to w genach. – Nie patrz się tak, bo się zaczynam bać.
         - Jak chciałaś się zabić to też mówiłaś, że to są tylko tabletki na ból głowy.
         - Tym razem boli mnie głowa, a wiesz jaka jest babka od niemieckiego. Drze się na wszystkich po kolei.
         Gadałyśmy przez całą przerwę z Krisem, po czym stwierdził, że spada pod swoją salę, żeby nie natknąć się na, znienawidzoną przez całą szkołę, nauczycielkę. Niemiecki był podzielony na grupę chłopaków i dziewczyn. A ja się pytam dlaczego my musimy cierpieć? Co my takiego zrobiłyśmy? Gdyby nie to, że ten język mam we krwi, to wszystkie od góry do dołu miałybyśmy jedynki. Dziewczyny przychodzą do mnie i, najczęściej przed sprawdzianami, tłumaczę im cały materiał. Łucja mnie szturchnęła, bo nasza pani idzie. Oczywiście, gdyby którejś z nas nie przyszło do głowy się ustawić to pierwsza idzie do odpytki. Mimo iż na niemieckim czas leci bardzo powoli, to dziś zleciał jak z bicza strzelił. Przerwa 10-minutowa i wf. Przebrałam się w strój i wyszłam z Sosną na korytarz. Zrobiło mi się gorąco, więc poszłam do łazienki przemyć twarz zimną wodą. I wtedy zadzwonił dzwonek. Zbiórka, rozgrzewka i gra w piłkę nożną. Zrobiło się ciepło, więc wyszłyśmy na boisko. Podczas gry nie mogłam złapać tchu, zakręciło mi się w głowie i upadłam.
Łucja
         Ja jej mówiłam, żeby nie ćwiczyła, ale jak się uprze to nie ma mocnych. Jak upadła na boisku, naprawdę się przeraziłam. Stałam obok niej, więc od razu podbiegłam i próbowałam ja ocucić, lecz nie dałam rady. Pani wezwała pogotowie i czekałyśmy. Oczywiście jak pielęgniarka jest potrzebna to jej nie ma. Na szczęście karetka przyjechała szybko. Wzięli ją na nosze i wpakowali do wozu. Ja powiedziałam, że muszę jechać z nią, a nauczycielka się zgodziła. Spojrzałam w okno, gdzie Krystian miał lekcje i widziałam go jak się na mnie patrzył pytającym wzrokiem. Poszłam do szatni, przebrałam się i wysłałam mu SMS-a, że Natka jedzie do szpitala. Wysłałam też Majce, żeby wzięła deskorolkę Naci, jak będzie wracać do domu. Odpięłam swój rower i pognałam do szpitala. Wpadłam na SOR jak poparzona i podeszłam do ordynatora.
         - Dzień dobry. Wie pan co z Natalką?
         - Łucja, nie teraz, proszę cię. – powiedział ordynator.
         Znałam go, ponieważ często bywałyśmy z Natalią u jej mamy, w szpitalu. Wiedziałam, że gdy tak mówi to dzieje się coś poważnego. Dałam znać Szymonowi, gdzie jesteśmy. Powiedział, że zaraz będzie i tak było. Zaraz po nim na oddział wleciał Kris. W tym samym momencie wyszedł ordynator.
         - Dzwoniłem po panią Agatę, ale jest na sali porodowej, więc powiem wam. Dobrze nie jest. Moim zdaniem chciała się zabić, dlatego odwieziemy ją na oddział psychiatryczny. – powiedział. – O, jesteś już. To dobrze. – powiedział do jakiegoś faceta. – Muszę was przerosić.
Szymon
         Ja doskonale wiedziałem, co ona chciała zrobić, dlatego musiałem coś zrobić. Dałem znać Kai, żeby tu zeszła. Jak dobrze, że była wolna. Podszedłem do niej i wszystko wytłumaczyłem.
         - Dzień dobry panie ordynatorze. – powiedziała Kaja.
         - Kaja, nie teraz. Będziemy przenosić Natalię na oddział.
         - A ja właśnie w tej sprawie. Mogłabym zerknąć na wyniki krwi?
         - Po co? – odezwał się ten drugi.
         - Bo mi się podoba. – Kaja wzięła wyniki i zaczęła im się przyglądać. – Przygotujcie mi sprzęt do USG. – powiedziała do pielęgniarki.
         - O co tu chodzi? – spytał się ordynator.
         - Proszę spojrzeć na wyniki. – dała mu te wyniki i weszła do sali.
Natalia
         Widocznie zemdlałam, bo obudziłam się w karetce. Robili mi serie badań, płukanie żołądka, pobranie krwi. Ordynator kazał mi odpoczywać i wtedy zobaczyłam Kaję.
         - Po co to robiłaś? – szepnęła do mnie, gdy szykowała maszynę.
         - Nie rozumiem o co ci chodzi. – odpowiedziałam.
         - Jak ono nie przeżyje to ci łeb urwę. – patrzyła się przez dłuższy czas w ekran. – Spójrz tutaj. – wskazała palcem. – Widzisz to?
         To nie możliwe. Nie możliwe, żeby tyle wytrzymało. Ono dalej we mnie siedzi. Co ja teraz zrobię?
Łucja
         Ciocia Agata, mama Natalii, przyleciała jak oparzona na SOR, ale nie wpuścili jej na salę. Zaczęła się nas dopytywać co się stało, ale gdy Kaja pojawiła się na horyzoncie, to dała nam spokój. Okazało się, że Natalia jest w ciąży i nie straciła dziecka. Zatkało mnie to, jak usłyszałam. Ale nie tylko mnie, bo jeszcze Krisa. Szymon wyglądał jakby mu kamień z serca spadł, a ciocia zrobiła się blada jak ściana. Musiałam porozmawiać z Natalką, więc wykorzystałam moment, że wszyscy zgromadzili się wokół mamy Natki i weszłam na salę. Leżała cała we łzach. Gdy usiadłam obok łóżka, ona rzuciła mi się w ramiona i wybuchnęła płaczem. Spytałam się, czy to dziecko jest Kuby, a ona kiwnęła tylko twierdząco głową.
         - Mogłabyś mu powiedzieć, że … - mówiła ze łzami w oczach.
         - Jasne, że mu powiem. Nic się nie martw.
         Po czym wygonili mnie z sali, ponieważ przenosili ją na ginekologię. Obiecałam jej, że zadzwonię to musiałam to zrobić. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Kuby. Odebrał po dwóch sygnałach.
         - Tak? – usłyszałam.
         - Cześć Kuba. Natalia jest w szpitalu.
         - Ale jak to? Coś się stało? Wszystko z nią w porządku? – zaczął się dopytywać.
         - Natalia jest w ciąży. – przez moment nic nie mówił. – Kuba, jesteś tam?
         - Tak. Muszę kończyć. Pa.
         Szymon poszedł na ginekologię, a ja z Krisem poszliśmy do domów, żeby odłożyć plecaki.
Kuba
         Szok. Natalia jest w ciąży. Będę ojcem. Nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego ona mi nic nie powiedziała?
         - A tobie co? – spytał się mnie Maciek.
         - Będę ojcem.
         - Co?
         - Natalia jest w ciąży. Będę miał syna albo córkę. Muszę do niej jechać.
         - Teraz? Pogieło cię? Przypominam ci, że masz semestr do zaliczenia.
         - Ona mnie teraz potrzebuje.

         - Ona chce, żebyś egzaminy zaliczył. Pamiętasz co ci wczoraj mówiła?
         - Może masz racje.
         - Pewnie, że mam. A w razie czego zwal na mnie.
         Mówiła mi wczoraj, żebym jechał, bo nic jej nie jest. Chciała, żebym zaliczył wszystkie egzaminy jak najszybciej i wrócił do niej. Chociaż teraz to chyba do nich. Ciekawe który to tydzień. Teraz to się na niczym nie skupię.
Natalia
         Przewieźli mnie na oddział ginekologii. Wszyscy stoją za drzwiami do sali, ale ja nie chce ich wiedzieć. Nie mam siły tłumaczyć tego, czy wiedziałam, dlaczego nie powiedziałam i co chciałam zrobić. Nie mam siły, ani ochoty na to. Pytałam się Kai, ile będę tu leżeć. Tyle ile będzie trzeba. Od niej to nigdy niczego się nie dowiem. Obok mnie leży dziewczyna, może dwa, może trzy lata starsza, która jest w zaawansowanej ciąży. Wygląda na miłą, mimo iż widać, że jest smutna.
         - Który tydzień? – spytała się mnie?
- Szósty. A ty? – odpowiedziałam jej.
         - 28, ale nie jest dobrze.
         Okazuje się, że jej ciąża jest zagrożona. W ogóle ma na imię Paulina i będzie mieć córeczkę. Ja wierzę w to, że ona urodzi to dziecko, mimo że ciąża jest zagrożona. Powiedziała mi nawet, że będzie musiała tu zostać aż do rozwiązania. Biedna. Nie wytrzymałabym tak. Niestety, rozmowę przerwał nam mój telefon. Okazało się, że to Kuba.
         - Tak Kuba?
         - Hej, skarbie. Jak się czujesz? Znaczy czujecie?
         - Wszystko w porządku.
         - Na pewno? Bo jakby coś to ja zaraz wsiadam w samochód i przyjeżdżam do was. – Widać było, że się troszczy.
         - A co ci wczoraj mówiłam?
         - Wiem, pamiętam. W razie czegoś to jestem pod telefonem, a zresztą są moi rodzice na miejscu.
         - Ale wszystko jest w porządku, naprawdę. Dobrze się mną tu zajmują. Nie ma powodu do obaw.
         - A tak w ogóle to który to tydzień?
         - Kaja mówi, że szósty. Kubuś, ale ja nie mogę za bardzo rozmawiać. Będą mi robić jeszcze jakieś badania. – Oczywiście kłamałam, bo nie miałam ochoty na rozmowę.
         - Jasne, zadzwonię wieczorem. Kocham cię. Pa.
         - Ja ciebie też. Pa.
         - Chłopak? - Paula bardziej stwierdziła, niż spytała się.
         Powiedziałam jej, że tak, a ona… Ona stwierdziła, że jestem szczęściarą. Okazało się, że została sama z dzieckiem. Rodzice zginęli w wypadku, a chłopak ją rzucił, gdy dowiedział się, że jest w ciąży. Nie ma nikogo bliskiego. Gdybym dorwała tego gościa to rozszarpałabym na strzępy. Dlaczego on ją zostawił w takim momencie? Jaśnie pana ciąża przerosła. Jakby mnie Kuba teraz zostawił przez dziecko to nie wiem co bym zrobiła. Ale w tej chwili wiedziałam jedno. Muszę jej pomóc.
_____________________________________________

Witam Was ponownie. Przepraszam. Wiem, że zawaliłam sprawę, ale wróciłam. Wyszedł mi jakiś taki długi i mam nadzieję, że Wam się podoba. Czekam na Wasze opinie!!!
Pozdrawiam.